piątek, 19 kwietnia 2013

Zgorzkniały Rylski

W ostatnim “Tygodniku Powszechnym” (nr 16) wywiad z Eustachym Rylskim przy okazji jego nowej powieści “Obok Julii”. Jakkolwiek wypowiedzi Rylskiego noszą znamiona strasznego ponuractwa i zgorzknienia, jest w tym wywiadzie kilka ciekawych fragmentów.

"Pisaniu jest potrzebna pycha. W każdym razie mnie ona nigdy nie zawiodła. Nawet, gdy byłem skromny, przesadnie skormny, to podszywała to pycha. (…) Przecież pisaniu nie przyświeca żadna szlachetna intencja. To introwertyczne zapatrzenie się w siebie, odkrywanie paskudnych cech, jakich byśmy się w sobie nie domyślali".

Ze zdjęcia zamieszczonego obok wywiadu spogląda na mnie suchy, kościsty mężczyzna z mieszaniną pogardy i beznadziei wypisaną na twarzy. Nie przesadzam - tym zdjęciem można straszyć dzieci. 

Ale Rylski daje swoim pesymizmem świadectwo ważnego zadania, które ma spełniać literatura - studzenia zapałów, uświadamiania człowieka o jego małości. Pisarz ma uczyć pokory - nie tylko czytelników, ale i siebie. Nawet jeśli pycha mu pomaga.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

O zmianach 1989 roku

Teoria doboru naturalnego Karola Darwina stała się w XIX wieku na tyle popularna, że rozciągnięto ją również na życie społeczne. Zaowocowało to poglądem - widocznym zwłaszcza w polskiej literaturze postyczniowej - że społeczeństwa powinny się przekształcać na drodze ewolucji, a nie rewolucji.
Tak sobie myślę*, czy polskie zmiany w 1989 roku nie są właśnie triumfem tej pozytywistycznej zasady… Nie było u nas wieszania, rozstrzeliwania, krwawych zamieszek. Przekształciliśmy się, bo po prostu socjalizm okazał się ustrojem niewydolnym i nieudolnym. Zdecydował darwinowski dobór naturalny. Tę ewolucję przyspieszyło rzecz jasna 10 mln. ludzi zrzeszonych w “Solidarności”, ale u jej podstaw leżała słabość ustroju, mogącego się w pewnym momencie bronić jedynie siłą.
No tak, ale czy taka ewolucjonistyczna zmiana ustrojowa jest w zgodzie z polską naturą? Naszym sercom bliższa jest raczej poetyka romantyczna, rewolucyjna. Krwią mamy zmyć piętno zdrajców i zaborców - jak dobrze znamy ten język! Jest przecież wciąż obecny, nie tylko w słowach polityków. Nawet jeśli zupełnie nieświadomie, wciąż mówimy Mickiewiczem i Słowackim. Dlatego myślę, że w dzisiejszych badaniach literackich największy nacisk winien być położony na romantyzm polski i jego związki z naszymi najnowszymi doświadczeniami.
Kiedy myślę, gdzie ja stoję w sporze o kształt naszych przemian po ‘89, to wydaje mi się - jak w większości przypadków - że jestem po środku. Cieszy mnie, że bezkrwawo pokonaliśmy zmianę ustrojową (to dla mnie naprawdę ważne, urodziłem się przecież w czasie, gdy to wszystko się dokonywało - moje najwcześniejsze lata mogły wyglądać zupełnie inaczej), ale mam też żal, że nie rozliczono się dostatecznie ze zbrodniarzami komunistycznymi (nie chodzi tu o rozstrzeliwanie, ale o rzetelne procesy).
Być może taka postawa jest niechrześcijańska - w swoim rozdarciu nie jestem ani “zimny”, ani “gorący” - ale to jedna z tych sytuacji, w których trudno znaleźć stuprocentowo dobre wyjście.
Ech, niepewność jest taka niemedialna… Do tefałenu mnie nie zaproszą.

*bardzo lubię tę formułę z dziennika Jerzego Stuhra z czasu choroby - jest w niej piękne połączenia skromności i troski.