Wczoraj w Gdańsku Lechia zremisowała w meczu towarzyskim z wielką FC Barceloną 2:2. Ci, którzy mecz widzieli, mówili, że Lechia grała zdumiewająco dobrze i jeszcze w 94. minucie mogła strzelić zwycięską bramkę.
Dlaczego o tym mówię? Takim wielkim fanem futbolu jestem? Triumf pomorskiej drużyny chcę uświęcić? Powrót wielkości polskiej piłki nożnej zwiastuję? Nic z tych rzeczy. Chcę zwrócić uwagę na coś zgoła innego - na siłę motywacji.
Lechia Gdańsk to drugorzędna drużyna w trzeciorzędnej lidze. Zajęli zaledwie ósme miejsce w naszym ligowym - jak to niegdyś zgrabnie ujął Rafał Stec - “żółwim wyścigu”.
Ale dla naszych kopaczy pojedynek z Barceloną był pierwszą i najprawdopodobniej ostatnią szansą na zmierzenie się z drużyną na najwyższym światowym poziomie. Pierwszy lepszy ligowy szaraczek musiał sobie myśleć “gram najważniejszy mecz w życiu, zmierzę się z Messim, Xavim, Iniestą - muszę dać z siebie wszystko”. Do walki motywował ich już nie tylko trener i kibice, ale własna chęć spełnienia marzeń.
Daleki jestem od stwierdzeń, że w sporcie wszystko “siedzi w głowie”, że nie mięśnie, a psychologia się liczy. Ale uważam, że odpowiednie nastawienie do zadania, które mamy wykonać, znacznie polepsza jego efektywność. Banał? Nie dla wszystkich.
Polska reprezentacja piłkarska miała kiedyś trenera imieniem Leo. Leo Beenhakker. Mówiono o nim zawsze, jako o wybitnym psychologu, znawcy piłkarskiej mentalności. “To świetny motywator” mówił sam Andrzej Strejlau, więc musiała to być prawda.
Istotnie, Beenhakker potrafił tak zmotywować przeciętnych piłkarzy naszej kadry, że w pięknym stylu pokonali “Brazylię Europy”, czyli Portugalię. Wprowadził też Polskę do mistrzostw Europy i do dziś pozostaje jedynym trenerem w historii, któremu się to udało (przypominam, że występ na Euro 2012 dostaliśmy “w gratisie”)
I co zrobiono z Leo? Potraktowano go “jak kawałek gówna” (sam tak to ujął). Prezes Lato zwolnił go w telewizji. Na miejsce Beenhakkera przyszedł trener Smuda, który może miał intuicję, ale zdolności motywacyjne - znikome.
Wbrew pozorom ten tekst nie jest o stanie polskiej piłki nożnej. Jest o czymś znacznie ważniejszym - o tym, że jeśli odpowiednio się zmotywujesz, nastawisz mentalnie, uwierzysz w siebie - nie ma przed tobą przeszkód. Świat należy nie do tych, którzy po prostu posiadają talent, lecz do tych, którzy wiedzą, że mogą go we wspaniały sposób wykorzystać.
Wtedy można zwyciężać nawet z Barceloną.