niedziela, 8 grudnia 2013

Wyznanie "niedowiary"

W sobotnio-niedzielnej “Wyborczej” świetny tekst Jarosława Mikołajewskiego pt. “Kochany K., którego nie lubię”.
Cenię pióro Mikołajewskiego - poety, korespondenta z Włoch, znawcy Rzymu (niedawno kupiłem jego książkę “Rzymska komedia”, próbującą opisać Rzym poprzez dzieło Dantego - już sobie ostrzę ząbki).

Jeśli ktoś kocha Rzym, to Kościół nie może być mu obojętny. Między innymi za ów brak obojętności lubię Mikołajewskiego. Jego teksty o Kościele, niepozbawione krytyki katolickiego instytucjonalizmu są jednak zawsze merytoryczne, nie jątrzące.
List do “Kochanego K.” to piękne wyznanie “niedowiary” (tak sam autor nazywa swój stosunek do Absolutu). “Nie poświęcę Ci dziś złego słowa” rozpoczyna swój tekst Mikołajewski i próbuje wykrzesać z pamięci wyłącznie dobre wspomnienia o Kościele. Pisze więc o księżach, których spotkał, mądrych kazaniach, małych kościółkach, jak franciszkańska kapliczka pod Asyżem, wreszcie o miejscach “nieuświęconych tradycją obrzędu, tylko światła i wiatru” - od Drogi do Białego, aż po Etnę - w których doświadczał “jedności przepaści i wzlotu, kamieni i lasu, nagłych strumieni, powolnej mgły i tęsknoty za samotnością”.
Przytaczanie obszernych fragmentów tego listu byłoby czymś niestosownym. To tekst konfesyjny, opisujący trudną, ale niezwykle bliską i emocjonalną relację człowieka poszukującego, wątpiącego z Kościołem.
Czy entuzjazm wobec tekstu Mikołajewskiego nie jest u mnie spowodowany chęcią podłechtania dumy z ciepłych słów pod adresem mojego Kościoła? Mam nadzieję, że nie.
Mikołajewski poszukuje sprzeczności, pokazuje, że Kościół nie ma jednego oblicza. Nie jest ani spiżową, pozbawioną grzechów instytucją, ani bractwem pedofilów i dewotek. Składa się z ludzi, a ludzie są - wybaczcie banał - rozmaici.
A śpiewana podczas pogrzebów mocnym głosem księdza i organisty pieśń “Przybądźcie z nieba” też mnie wzrusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz